8.

 
       Ostatnie dziewięćdziesiąt dni minęło mu jakby w zwolnionym tempie. Jedna czwarta roku upłynęła na nauce, wymyślaniu nowych melodii do kolejnych tekstów Billa, a także koncertowaniu w garażu. Mimo usilnych prób nie udało się im załatwić występu w żadnym klubie, pubie ani chociażby w jakimś supermarkecie. Nie oczekiwali wiele, wystarczyłoby im „gdziekolwiek” byleby ich publicznością była większa liczba osób. Każdorazowo odsyłano ich z kwitkiem, tłumacząc, że muzyka nie jest adekwatna do miejsca, że ten styl nie jest teraz „na topie”, że są jeszcze za młodzi. Do cholery, mają czekać do osiemdziesiątki, żeby ktoś wreszcie ich zauważył?! Mimo wszystko wymyślali coraz to nowe utwory, wena nie opuszczała ich przez bite trzy miesiące. Pragnęli sławy od zawsze, chcieli zostawić coś po sobie na tym świecie. Marzyli o tym, żeby ludzie na ich przyszłych koncertach przejmowali energię, którą tak bardzo chcieli im przekazać. Właśnie dla tego widoku, dla tego uczucia satysfakcji, spełnienia, radości nie poddawali się. Bywały chwile zwątpienia, lecz było ich czterech, czterech najlepszych przyjaciół, których łączyła wspólna pasja i właśnie w tych ciężkich lecz jednakże ulotnych momentach wspierali się, zacieśniając swoją przyjaźń.

       Z Caroline widział się jedynie w szkole, właściwie nie rozmawiali ze sobą. Co więcej Andreas nie pozwalał mu zapomnieć o uciekającym czasie i o zakładzie. Los sprawił, że Tom kompletnie nie miał czasu, jego priorytetem stała się muzyka i szkoła. W końcu chyba jak każdy chciał dobrze zdać ten semestr. Często był zły na siebie, ponieważ cały rok olewał szkołę, a pod koniec maja lub początek czerwca musiał nadrabiać całe półrocze. Zawsze na koniec roku szkolnego jego oceny były takie jak dokładnie chciał, ale dwa ostatnie miesiące nauki spędzał w książkach. Mimo to nie rezygnował z imprez, co było kolejnym błędem, ponieważ później musiał siedzieć z książką do rana. W efekcie był niewyspany, zmęczony i marudny. Co rok obiecywał sobie, że będzie się uczył w miarę systematycznie i z każdym rokiem obietnica rzucana była w błoto. Wiedział, że jest zdolny, miał świadomość swojej inteligencji i to było złe, ponieważ zamiast ją szlifować, stawać się coraz mądrzejszym używał jej jedynie do tego, by zdać, szedł po linii najmniejszego oporu. Nadwyrężał swoje ciało i umysł, nie śpiąc po nocach, dniami chodził jak ludzkie zombie. Mimo tego zawsze spadał jak kot na cztery łapy. Kończył z zadowalającym wynikiem, matka zawsze powtarzała mu, że jeśli by chciał to byłoby jeszcze lepiej. Doskonale wiedział to, lecz nie potrafił się przymusić. Może za rok się postara...

       Był ogromnie zadowolony, kiedy dowiedział się o obecności Caroline na domówce u Konstanze Klempher. Akurat w dzień tej imprezy gaśnie jego zakład z Andreasem. Denerwowało go to, że mimo tych dłużących się trzech miesięcy nie miał czasu, by porozmawiać dłużej z Caroline. Nie był usatysfakcjonowanych z krótkich, nic nie znaczących zdań jakimi się wymieniali. Ich ostatnia, dłuższa rozmowa nie miała pozytywnego zakończenia. Istniała możliwość, że na tej „celebracji” nie wiadomo czego Caro nawet na niego nie spojrzy. Ta myśl wywoływała w nim same negatywne uczucia. Z każdym zbliżającym się dniem miał coraz większe wątpliwości. Zaczął zastanawiać się czy robi dobrze, dąży przecież do tego, by rozdziewiczyć ukochana siostrę swojego przyjaciela. Nagle dopadły go ogromne wyrzuty sumienia. Ten zakład był niemoralny, dlaczego Andreas wybrał akurat ją? Chwila, chwila, przecież doskonale wiadomo dlaczego. Tylko Caroline Listing nie leciała na wielkiego Toma Kaulitza, tylko jej nie mógł mieć na kiwnięcie palcem. No nie licząc oczywiście Veronicy, ale jej nigdy nie brał pod uwagę ze względu na brata, których kochał się w tej słodkiej blondyneczce. Nie mniej jednak nigdy nawet nie pomyślał, żeby zmuszać do czegokolwiek Caroline, to będzie jej własna, dobrowolna decyzja, czyli było to równoznaczne z tym, że nie powinien mieć wyrzutów sumienia. Z takim właśnie założeniem poszedł na imprezę do Konstanze.

Od dwóch godzin siedział na kakaowej kanapie i nudził się jak mops. Czekał na Caroline już dwie godziny, a ona wciąż nie przybywała. Spojrzał kolejny raz na zegarek i ze znużeniem zaczął rozglądać się po salonie. Beżowe ściany idealnie komponowały się z drewnianymi meblami w kolorze ciemnej czekolady. Pokój urządzony był w iście amerykańskim stylu. Kanapy z ogromnymi poduszkami ustawione były wokół ogromnego kominka, który nadawał pomieszczeniu przytulności. Przy nich ustawiony był niewielki stolik, na którym Tom właściwie od razu położył nogi. Na ścianach wisiało mnóstwo obrazów namalowanych przez mamę Konstanze. W rogu pokoju ustawiony był ogromny stół na którym znajdował się prowiant dzisiejszej imprezy. Dzięki męskiej części gości na stole górował alkohol. Uśmiechnął się na myśl, że już niedługo będzie popijał drinki z Caroline. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie i znów się skrzywił. Ile można na nią czekać?!

       Nagle zadzwonił dzwonek, budząc go z letargu. Spojrzał w stronę drzwi i szeroko się uśmiechnął. Nareszcie. Zobaczył Caroline i oniemiał z wrażenia. Wyglądała tak pięknie, jak anioł, szkoda tylko, że nie jego.

- Oj, stary, stary – Andreas podszedł do niego, jego rozbawienie irytowało Toma – wzrokiem jej nie przelecisz. Do roboty, brachu!

- Och, zamknij się – warknął, udając się do ogrodu. Musiał przemyśleć jakąś dobrą strategię. Coś, co sprawiłoby, że Caroline nagle zechciałaby mu się oddać, a jednocześnie później nie miała do niego pretensji. Powtórzył sobie jeszcze raz ostatnią myśl i gorzko się zaśmiał. Chyba w życiu nie wymyślił niczego tak głupiego, przecież to było irracjonalne. Caroline nie jest głupiutka, to po pierwsze, po drugie jest na niego zła, co w rezultacie utrudnia wszystko.

Niespostrzeżenie wszystko potoczyło się jakby w przyspieszonym tempie. Zobaczył ją wraz z Georgiem, którzy wychodzą na zewnątrz, niespodziewanie panna Listing zaczęła płakać. Nie wiedział co ma robić, poczekał aż się uspokoi i podszedł. Początkowo nie chciała powiedzieć jaki jest powód jej płaczu, lecz pod wpływem jego ciepłego, zmartwionego spojrzenia zmieniła zdanie. Poczuł ogromną wściekłość na Christiana, lecz jednak obiecał jej, że nie zrobi nic głupiego. Georg zostawił ich samych, a on nie wiedział co ma mówić. Spojrzał na nią i zauważył, że łzy zrujnowały jej makijaż. Mimo tego wyglądała nieziemsko. Jej śniada karnacja sprawiała, że już dawno wyrobił sobie swój typ ideału dziewczyny, którym była właśnie Caroline.

- Rozmazałaś się – powiedział i wierzchem dłoni starł z jej policzka czarną plamkę. Przybliżył się do niej, a ona ufnie wtuliła się w niego. Spojrzała mu w oczy i ich twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Przymknęła oczy, nadając uroku tej chwili, ich usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów, gdy nagle pojawił się Bill i Veronica razem z butelką tequili, cytryną i solą.

- Una vez al año no hace daño! - krzyknął entuzjastycznie czarnowłosy i rozlał pierwszą kolejkę.

- Nie wiedziałem, że znasz hiszpański, braciszku – powiedział Tom nieco ironicznym tonem. Był wściekły, że Bill przerwał im w takim momencie. Chociaż jego dalsza dedukcja utwierdziła go w przekonaniu, że po wypiciu dużej dawki alkoholu Caroline się rozluźni i może uda mu się wygrać zakład.





~*~





      Tom podpierał chwiejącą się dziewczynę, która kurczowo trzymała go za przedramię. Brunetka co chwilę potykała się o własne nogi, przez co rozbawiony do granic możliwości Kaulitz nie mógł opanować drwiącego uśmieszku, który wkradł się na jego twarz. Wypił więcej od niej, a trzymał się o wiele lepiej, zachowywał w miarę trzeźwy umysł. Przy każdym straceniu równowagi ulicę stroił jej głośny śmiech. Dobry humor udzielił się także jemu, chyba pierwszy raz widział ją w takim stanie. Może rozluźniła się trochę za bardzo, ale wydawała się taka radosna. Nie było między nimi tej sztywnej atmosfery, zachowywała się całkiem naturalnie, oczywiście o tyle o ile może „naturalnie” zachowywać się pijany człowiek.

- Tom... – szepnęła, potykając się setny raz tego wieczoru, patrząc na niego swoimi ogromnymi zielonymi oczyma.

- Tak? - zapytał i spojrzał na jej twarz, szeroko się uśmiechając. Kiedy tak na niego patrzyła czuł się zahipnotyzowany. Alkohol napłynął mu do mózgu i musiał się pilnować, żeby nie skręcić w jakąś boczną ulicę i nie zacząć jej całować. Nie mógł postąpić tak głupio, nie mógł zepsuć tej całej atmosfery, która aktualnie mu sprzyjała.

- Mógłbyś przestać gapić się na mój dekolt, zbereźniku! – powiedziała stanowczo z lekkim rozbawieniem, niszcząc wyimaginowany romantyzm sytuacji, który urodził się w jego głowie. Cekinki na jej sukience mieniły się w świetle latarni, zahaczył językiem o kolczyk w wardze. Poczuł silny zastrzyk pewności siebie.

- Ja? - udawał zdziwienie – po prostu podziwiam piękno. - dokończył pewnie. Wiedział, że będzie musiał postawić wszystko na jedną kartę.

- Próbujesz być romantyczny? - zapytała, podnosząc jedną brew. Wyglądała komicznie nieudolnie próbując być ironiczną.

- Możliwe.

- Kaulitz, czy ty mnie podrywasz? - całkowicie rozluźniła uścisk, puszczając jego rękę i stając na wprost niego. Patrzyła na niego z wyczekiwaniem i nieukrywaną ciekawością. Przez głowę przeleciała mu myśl, że chyba przesadził. Cóż, raz się żyje.

- A powinienem? - odpowiedział pytaniem na pytanie, złapał ją za biodra i przyciągnął do siebie, nie opierała się. Wiedział, że mógłby zrobić o wiele więcej, a ona pod wpływem upojenia alkoholowego, pozwoliłaby na każdy jego zabieg. Przybliżył swoją twarz do lica brunetki, jej oddech gwałtownie się przyspieszył, przelotnie musnął jej usta i szepnął na ucho, ponownie to samo pytanie. - Powinienem? - nie odpowiedziała, zdjęła balerinki, i klepiąc go w plecy, krzyknęła „berek”. Pobiegł za nią z zadowoloną miną, wiedział, że tej nocy Caroline Listing będzie jego.


__________________

Nie wiem na jak długo tu jestem, nie wiem czy ktokolwiek tu będzie, ale wiem, że muszę skończyć ich historię. To przez cały czas żyje we mnie i co jakiś czas nie daje mi spać. Mam tak wiele pomysłów, że nie wiem na co się zdecydować.